JK Sp zoo
Warszawa 02-546
ul Kazimierzowska 46/48
W obrocie gospodarczym wiedz to podstawa. W ubezpieczeniach to nawet więcej, bo one oparte są właśnie na aktualnym prawie. W artykule poniżej autor opowiada o regresie ubezpieczeniowym, ktory szczególnie w pryzpadku ubezpieczenia obowiązkowego pojazdów OC jest wyjątkowo dokładnie zdefiniowany. To trzeba po prostu wiedzieć.
Ucieczka z miejsca wypadku traktowana jest przez przepisy karne dokładnie tak samo, jak kierowanie w stanie nietrzeźwości, ma duży wpływ na wymiar kary oraz na odpowiedzialność finansową. W przypadku wykroczeń (spowodowanie kolizji nie jest przestępstwem, lecz właśnie wykroczeniem) przepisy również są skonstruowane tak, aby ucieczka nie opłacała się. Grzywna (albo mandat) może być większa lub mniejsza, czasem wręcz symboliczna, niemniej obok niej grozi sprawcy odpowiedzialność finansowa za spowodowane szkody.
Odpowiedzialność finansowa polega na tym, że sprawca, który zbiegł, nawet jeśli ma ubezpieczenie OC, za szkodę musi zapłacić z własnej kieszeni. Technicznie wygląda to tak, że poszkodowany dostaje odszkodowanie od ubezpieczyciela sprawcy (to dla niego wygodne, bo nie musi negocjować ze sprawcą czy pozywać go do sądu, ścigać z pomocą komornika itp.), natomiast po wypłacie odszkodowania ubezpieczyciel wraca do sprawcy i żąda zwrotu wypłaconych kwot. Ma do tego prawo.
Nie ma przy tym znaczenia, czy ktoś uciekł specjalnie, czy też naprawdę nie zauważył zdarzenia. W ogóle tłumaczenie "nie zauważyłem" jest dość ryzykowne i w opisywanym przypadku starszy pan może mówić o szczęściu, że skończyło się na grzywnie i regresie. Zapewne był grzeczny i nie sprawiał policjantom problemów – stąd łagodny wymiar kary.
Dla tych, którzy znają zasady wynikające z ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, sprawa jest jasna. Art. 43 tej ustawy mówi o tym, że w kilku sytuacjach ubezpieczyciel po wypłacie odszkodowania ofierze kolizji czy wypadku ma prawo zwrócić się do sprawcy – kierującego – o zwrot wypłaconych środków. Jest tak wtedy, gdy sprawca wyrządził szkodę umyślnie, gdy w chwili spowodowania zdarzenia był nietrzeźwy, kierował pojazdem, który sobie przywłaszczył, nie miał odpowiedniego prawa jazdy albo gdy zbiegł z miejsca zdarzenia. Cały artykuł brzmi tak:
Zakładowi ubezpieczeń oraz Ubezpieczeniowemu Funduszowi Gwarancyjnemu, w przypadkach określonych w art. 98 ust. 2 pkt 1, przysługuje prawo dochodzenia od kierującego pojazdem mechanicznym zwrotu wypłaconego z tytułu ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych odszkodowania, jeżeli kierujący:
1) wyrządził szkodę umyślnie, w stanie po użyciu alkoholu lub w stanie nietrzeźwości albo po użyciu środków odurzających, substancji psychotropowych lub środków zastępczych w rozumieniu przepisów o przeciwdziałaniu narkomanii;
2) wszedł w posiadanie pojazdu wskutek popełnienia przestępstwa;
3) nie posiadał wymaganych uprawnień do kierowania pojazdem mechanicznym, z wyjątkiem przypadków, gdy chodziło o ratowanie życia ludzkiego lub mienia albo o pościg za osobą podjęty bezpośrednio po popełnieniu przez nią przestępstwa;
4) zbiegł z miejsca zdarzenia.
W naszym przypadku adekwatny jest punkt czwarty, który mówi o ucieczce z miejsca zdarzenia. To zresztą wynika wprost z dalszej części pisma PZU:
"Jak wynika z zebranej dokumentacji, kierując pojazdem Citroen nr rej. (...) najechał Pan na pojazd marki Volvo o nr rej. (...) powodując jego uszkodzenie, po czym oddalił się Pan z miejsca zdarzenia, nie pozostawiając swoich danych, nie powiadomiwszy poszkodowanego ani policji, tym samym utrudniając swoją identyfikację oraz uniemożliwiając zbadanie swojego stanu trzeźwości, co kwalifikuje Pana zachowanie jako zbiegnięcie z miejsca zdarzenia. Jednocześnie informujemy, że w przypadku wypłaty kolejnych odszkodowań poszkodowanemu, zostanie Pan powiadomiony osobnym pismem".
Jeśli ktoś tłumaczy policjantowi, że nie zauważył, iż spowodował kolizję, naturalną decyzją jest skierowanie sprawcy na badania psychotechniczne. Warto sprawdzić, czy taki kierowca jest zdolny do kierowania samochodem, prawda? W przypadku osoby w wieku 80 lat w praktyce może to oznaczać oddanie prawa jazdy. Ale wiek nie przesądza – jeśli młody człowiek rozjeżdża cudze auto i tego nie widzi, także nie powinien prowadzić.
Nie ma. Oznacza to, że każda kwota, którą wypłaci ubezpieczyciel, będzie dochodzona od sprawcy, który "podpada" pod regres. Stąd zastrzeżenie w piśmie PZU, że jeśli dotąd wypłacona kwota nie wystarczy na naprawę i poszkodowanemu trzeba będzie podwyższyć odszkodowanie, to sprawca może spodziewać się kolejnych rachunków.
950 zł to naprawdę łagodny "wymiar kary". Zdarzają się regresy opiewające na kilkadziesiąt czy kilkaset tys. zł, a to oznacza, że jadąc po pijanemu albo bez prawa jazdy, albo oddalając się z miejsca zdarzenia, naprawdę wiele ryzykujemy.
Jeśli na miejscu zdarzenia nie ma właściciela uszkodzonego samochodu, należy zrobić wszystko, aby go powiadomić. Można zostawić karteczkę ze swoimi numerem telefonu i czekać na kontakt. Jeśli jednak on nie nastąpi (karteczka mogła np. zginąć), warto zadzwonić na policję i powiedzieć, co zaszło. Można też od razu zadzwonić na policję. Należy w każdym razie dowolny sposób poinformować poszkodowanego o tym, co zaszło – aby nikt nie mógł nam zarzucić, że zbiegliśmy z miejsca zdarzenia.
Szkoda parkingowa bez świadków (np. zarysowany samochód) to niemały problem dla poszkodowanego. Co robić w takiej sytuacji? Pierwszym krokiem jest kontakt z policją. Pomimo że funkcjonariusze niechętnie zajmują się tego typu przypadkami, mają obowiązek przyjąć zgłoszenie. Notatka policyjna może okazać się kluczowa przy likwidacji szkody z własnej polisy autocasco (AC).
W dalszej kolejności warto zwrócić uwagę na monitoring. Czy w pobliżu miejsca zdarzenia znajdują się kamery miejskie lub prywatne, np. przy supermarketach? Uzyskanie nagrań zazwyczaj nie jest problemem i może odbyć się bez interwencji policji. Gdy jednak właściciel monitoringu odmawia dostępu do materiału, który może być kluczowy, należy działać szybko i oficjalnie, aby zapobiec nadpisaniu danych.
Jeśli monitoring nie istnieje lub nie zarejestrował zdarzenia, pozostaje poszukiwanie świadków, np. przez fora internetowe. Niestety, w takich przypadkach prawdopodobieństwo znalezienia osoby, która widziała zdarzenie, jest niewielkie.
Idealny scenariusz to taki, gdzie sprawca pozostawił informację kontaktową lub czekał na nasz powrót. Wówczas można na miejscu ustalić wysokość zadośćuczynienia. W przypadku wątpliwości co do kwoty lub zakresu uszkodzeń, należy skontaktować się z ubezpieczycielem sprawcy. To najlepsze rozwiązanie, bo polubowne załatwienie sprawy pozwala uniknąć utraty zniżek na ubezpieczenie.
Jeśli sprawca przyznał się do winy, proces uzyskania odszkodowania jest prostszy. Można uzgodnić rekompensatę na miejscu, jednak w przypadku jakichkolwiek wątpliwości, warto spisać wspólne oświadczenie i poinformować policję. Nie zapomnijcie również o dokładnym udokumentowaniu uszkodzeń i zgłoszeniu szkody ubezpieczycielowi sprawcy.
Reszta artukułu znajdziejsz tutaj na stronie Auto-Świat